Bydgoszcz, zwaną przez tubylców pieszczotliwie BYDZIĄ(!), znałam do tej pory z opowieści mojej mamy, która to w iście epickim stylu odmalowała ją w swoich wspomnieniach, bawiąc nimi mnie i brata, gdy jeszcze chodziliśmy do szkoły. Poznałam internat i liceum, uliczki, a nawet parki, gdzie strach było chodzić w obawie przed zboczeńcami. Najciekawsze jednak były sylwetki ludzi, którzy w latach 70-tych znaleźli się razem z moją mamą w Bydgoszczy właśnie. Koleżanki z różnych miasteczek i miejscowości położonych w dalekim promieniu wokół; chłopaki z pobliskich techników, którzy byli zapraszani na dyskoteki; profesorowie mniej lub bardziej charyzmatyczni... Słowem klimat. A mama naprawdę umie opowiadać. Nigdy jednak w Bydgoszczy nie byłam osobiście. Pomimo barwnych opowieści, których świat przedstawiony umiejscowiony był prawie pół wieku temu, samo miasto jawiło mi się jakoś mało atrakcyjnie.
Jakież było moje zdziwienie, gdy tam zawitałam. Oczywiście z aparatem ;) Odrestaurowane stare kamienice, piękne rynki, rzeki i kanały, zadbane trawniki i moc kolorowych kwiatów (o przesympatycznej pani z publicznej toalety nie wspominając ;). Byłam zachwycona.
Dodatkowo udało mi się zwiedzić Muzeum Mydła i Historii Brudu (znajomi nabijali się z tego, ale polecam je każdemu, kto chciałby się dowiedzieć czy i jak ludzie dbali o czystość i higienę na przestrzeni epok) oraz Exploseum - jedyna zachowana w Europie fabryka nitrogliceryny i materiałów wybuchowych.
Dodatkowo udało mi się zwiedzić Muzeum Mydła i Historii Brudu (znajomi nabijali się z tego, ale polecam je każdemu, kto chciałby się dowiedzieć czy i jak ludzie dbali o czystość i higienę na przestrzeni epok) oraz Exploseum - jedyna zachowana w Europie fabryka nitrogliceryny i materiałów wybuchowych.
Podczas wędrówek po Bydgoszczy zrobiłam oczywiście kilka ciekawych zdjęć. Nie pokazują one miasta w sposób pocztówkowy, bo nie przepadam za fotografią oczywistą (jak ją sobie nazywam).
To impresje, wrażenia, błyski, chwile zapamiętane i kojarzone przeze mnie z Bydgoszczą.