Może nie jestem jakimś tam znowu wielkim kibicem, ale ważne wydarzenia piłkarskie mają tę wyjątkową magię, że mnie intrygują. Ich czar polega nie tyle na samej grze zawodników, lecz na sile jednoczącej ludzi. Gdy spotykamy się u znajomych na tzw. ważnym meczu, wytwarza się wyjątkowa atmosfera. Bo nie samym meczem człowiek wtedy żyje. Liczą się (zawsze celne ;) ) spostrzeżenia, komentarze ekspertów (którymi się wtedy czujemy), dowcip, śmiech, adrenalina, integracja... słowem: atmosfera! Nie inaczej rzecz się ma, gdy się siedzi na trybunach, lub idzie w pochodzie radości z sukcesu lokalnej drużyny. Z mojej perspektywy fenomen popularności piłki nożnej w naszym kraju oraz całej otoczki z tym związanej, jest niezwykle ciekawy socjologicznie i... fotograficznie :)
Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w paradzie-fecie z okazji wejścia naszej drużyny do ekstraklasy (po pięciu latach od spadku). Cóż to się nie działo... nie istniały na ten moment podziały klasowe, zawodowe, wiekowe, płciowe. Wszyscy równo krzyczeli przyśpiewki (niezależnie od stopnia ich cenzuralności), starsze panie z szalikami klubowymi na ramionach wyglądały uśmiechnięte z okien, młodzież kąpała się w słynnej gdyńskiej fontannie, a dym z rac spowijał gęsto tłumy ubrane jednakowo na żółto i na niebiesko. I jak tu nie robić zdjęć? :D