Już za chwilę Wszystkich Świętych, które w połączeniu z dyniami, strachami i horrorami puszczanymi w telewizji, daje dość osobliwy twór. Najpierw imprezka na wesoło ku odstraszeniu duchów i sprzeciw wobec śmierci, a na drugi dzień znicze i gesty świadczące o pogodzeniu się z nią (jak głosi religia katolicka). I gdzie tu logika i konsekwencja? Jak to jest, że dajemy się ponieść halloweenom jak reszta much, a za chwilę stadnie wypełniamy cmentarze? Owszem tradycja halloween jest ciekawa i zabawna - jednak niewiele osób wie, o co w niej chodzi. Podoba im się klimat, przebrania, imprezy w klubach w klimacie horroru. I z drugiej strony, kto się zastanawia, o co chodzi z tymi grobami na Wszystkich Świętych. Po co tam się idzie, po co znicze. A już w ogóle rzadko kto wie, że właściwe Święto Zmarłych przypada dzień później. A tym czasem "na grobach" cały klimacik: Cyganki, kwesty, krówki ciągutki, chodniki zastawione bombami chryzantem i zniczami. A co potem? Jeszcze nie pogasną znicze, a w sklepach już czekoladowe Mikołaje szczerzą do nas swe aluminiowe oblicza. I tak się kręci interesik świąteczny :)
czwartek, 30 października 2014
wtorek, 28 października 2014
Uliczkę znam w Barcelonie
Barcelona - morze zaułków, ciasnych uliczek, w których panuje żelazną ręką cień. Z tym kojarzy mi się to miasto. Nie oznacza to oczywiście, że tylko to jest tam do zobaczenia. Jednak ten post postanowiłam poświęcić starej, fascynującej zabudowie Barcelony, skutecznie utrudniającej ważny aspekt udanych wakacji, czyli opalenie się. Może i nie zapewnia mahoniowej opalenizny, z pewnością jednak gwarantuje inne atrakcje. Moc knajpek z różnej maści "menu del dia", butiki z oryginalną odzieżą, lodziarnie, artyści prezentujący swoją radosną twórczość i niemal wszędzie flagi Katalonii porozwieszane pomiędzy bielizną i kwiatami zdobiącymi balkony.
Ciekawostką nie do ogarnięcia jest fakt, że w tych na metr szerokich uliczkach znajdują jeszcze miejsce na przejazd rowery, skutery i... samochody(!). Wszystko to naturalnie wpasowujące się w krajobraz starej zabudowy.
Zakochana w Barcelonie, zamieszczam kilka zdjęć, nucąc piosenkę
https://www.youtube.com/watch?v=sxfavlZHizM
sobota, 25 października 2014
Mój Hemingway

Gdy patrzę na to zdjęcie, nasuwają mi się różne pomysły i spostrzeżenia. Jak zauważył mój brat, niesamowity efekt robi tu światło, które pada na Hemingway'a (tak nazwałam sobie siedzącego artystę) i trzymanego przez niego dymiącego papierosa. Swoją drogą fascynuje mnie dym papierosowy na fotografii - tak ulotne, a jednocześnie plastyczne narzędzie. Ciekawa jest także postawa rysownika (rzemieślniczo podparta o bok ręka i przygarbienie); kierunek, w którym patrzy; strój. Wszystko to nasuwa myśl, że teraz oto zastanawia się on nad kolejnym rysunkiem, szuka inspiracji w stojącym nieopodal człowieku w kapelusiku... Sam kapelusznik też nie jest postacią oczywistą. Patrzy - ale nie wiadomo gdzie. Jego ubiór - dosyć ciekawy. Twarz, widziana z profilu, także wygląda obiecująco dla rysownika...
I tak sobie filozofuję na temat tej fotografii w sobotnie popołudnie, słuchając flamenco prosto z Parku Guell...
poniedziałek, 13 października 2014
Dla tych, którzy potrzebują światła
Czary cień
Nie ma drzew
Ucichł gwar
Życie też
Ile cegieł
Tyle łez
W piramidzie
Chowa się
Tam gdzie piach zasypał już pamięć
Piramida uczuć stoi
Na pustkowiu okrytym żarem
Gdzie wspomnienie wyjrzeć się boi
Wiatr coś szepcze a potem milczy znowu
Modlisz się, że ktoś usłyszy
Stoisz na straży wspomnień progu
W mroku w ciemnych kątach ciszy
Marta Żulińska
Dzisiaj odebrałam telefon od pewnej osoby. Bardzo smutny telefon niosący smutne wieści. Zrobiło mi się przykro. Przypomniał mi się tekst piosenki, którą kiedyś napisałam. Też jest smutna. Dedykuję ją wszystkich tym, którym dzisiaj jest źle i miotają się w piramidzie uczuć; może są osamotnieni w świecie pełnym ludzi; może nikt ich nie słyszy, choć głośno krzyczą.
Za pośrednictwem zdjęcia poniżej, przesyłam dużo światła i pozytywnej energii :)
Nie ma drzew
Ucichł gwar
Życie też
Ile cegieł
Tyle łez
W piramidzie
Chowa się
Tam gdzie piach zasypał już pamięć
Piramida uczuć stoi
Na pustkowiu okrytym żarem
Gdzie wspomnienie wyjrzeć się boi
Wiatr coś szepcze a potem milczy znowu
Modlisz się, że ktoś usłyszy
Stoisz na straży wspomnień progu
W mroku w ciemnych kątach ciszy
Marta Żulińska
Dzisiaj odebrałam telefon od pewnej osoby. Bardzo smutny telefon niosący smutne wieści. Zrobiło mi się przykro. Przypomniał mi się tekst piosenki, którą kiedyś napisałam. Też jest smutna. Dedykuję ją wszystkich tym, którym dzisiaj jest źle i miotają się w piramidzie uczuć; może są osamotnieni w świecie pełnym ludzi; może nikt ich nie słyszy, choć głośno krzyczą.
Za pośrednictwem zdjęcia poniżej, przesyłam dużo światła i pozytywnej energii :)
niedziela, 12 października 2014
Karaliczna
Co to znaczy "Karaliczna". Otóż jest to imię o charakterze neologizmu, które osobiście wymyśliłam. Nie wiem, nie pytajcie, co miałam w głowie, tworząc to imię. Fakty są takie: z zachwytu nad moim kotem (o imieniu Serafinka) brakowało mi już słów i imion dostępnych w moim ulubionym Skarbczyku Imion, by ją nazwać. "Serafinka" nie oddawało mojej obsesji na punkcie tego, umówmy się, dość pospolitego kota, którego, gdy przejęłam od znajomego, jedyne, co przeszło mi przez myśl to "taka zwyczajna?". I tak stopniowo od "karaluszka" do "karalika" powstało "Karaliczna". Ale to jeszcze nie koniec językowej historyjki. "Karaliczna" okazało się bardzo pojemnym słowem, którego rdzeń posłużył do stworzenia całej rodziny wyrazów. Oto przykłady:
wykaraliczyć się - przewrócić się, wyjść
karaliczyć się - wlec się
wkaraliczyć się - wejść
A wszystko to na bazie imienia, o którym sama zainteresowana nie ma zielonego pojęcia, gdyż przez moje zaniedbanie nie reaguje na nie :/
Poniżej zamieszczam kilka zdjęć Karalicznej, która, gdy piszę ten tekst, ma wszystko gdzieś i namiętnie korzysta z kuwety.
sobota, 11 października 2014
Warmińskie impresje
I oto jestem z powrotem. Też się cieszę :) Myślałam, że przywiozę ze sobą moc zdjęć, jednak Olsztyn nie zainspirował mnie zanadto. Na głowie miałam bowiem milion innych zajęć, o których szkoda tu pisać. Jedyny wniosek płynący z eskapady na Warmię jest taki, że moja osobowość nijak się miała do sytuacji i ludzi tam zgromadzonych... Ale pewnie jestem dziwna i się nie znam, dlatego zamilknę natenczas, dodając na zakończenie, że tragedii zdjęciowej jednak nie ma, gdyż udało mi się wyrwać do Gietrzwałdu i tam uwiecznić piękny, jakby nie było, warmiński krajobraz otaczający słynne sanktuarium.
Subskrybuj:
Posty (Atom)