środa, 27 sierpnia 2014

MISJA SESJA


Zgodnie z planem w weekend, skoro świt stawiłyśmy się dziarsko pod Sea Towers - Natalia i ja. Delikatnie opuchnięte oczy, 3 godziny snu w retrospektywie i burczenie w brzuchu domagającym się śniadania, nie zdołały nas odstraszyć od zrobienia długo oczekiwanej sesji fotograficznej. Pogoda była przepiękna, pomimo że pan Zubilewicz zapowiadał niemalże koniec świata nadciągający nad Polskę. Dzień wcześniej obmyśliłyśmy stylizacje i z naręczem sukienek pojechałyśmy do centrum miasta. W kolejności: biznesowo, zwiewnie i elegancko - taki był porządek sesji. Niestety nie wykorzystałyśmy wszystkich pomysłów, zostawiając je na następny raz :D Albowiem z przyczyn, nazwijmy to, obiektywnych, wróciłyśmy do domu posilić się specjalnością z Francji i PRL - czyli znanym wszystkim urodzonym w latach '80 i wcześniej, chlebkiem smażonym w jajeczku :D z dodatkiem syropu klonowego (w PRL tańsza wersja z cukrem).
Poranek i jego efekt uważam za bardzo udany i dziękuję mojej kochanej modelce za cierpliwość, pracę i wytrwałość na niskie temperatury ;) Efekt naszej misji dumnie przedstawiam poniżej, pozdrawiając serdecznie :)

Wybrane zdjęcia:
















sobota, 23 sierpnia 2014

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie ;)


CIEŃ

Gdy dzień stał się nocą,
A noc przerodziła się w dzień,
Zetknęłam się z czarną mocą,
Ogarnął mnie mroczny cień.

Nie widziałam oblicza,
zaledwie postrzępione kontury.
Nic nie mówił. Milczał.
Wystawił tylko pazury.

Wiedział, że się go boję.
Czuł się niepokonany.
Widział jak niepewnie stoję
Z butem rozsznurowanym.

Już prawie mnie ogarnął,
Zacisnął wstrętne palce,
Zrobiło się strasznie parno
Poddałam się z cieniem walce.

I nagle ciemność ustała,
Cień zaczął się chować i cofać.
A ja nie byłam już mała,
Odkryłam, że mogę kochać.

                          M. Żulińska

 








czwartek, 21 sierpnia 2014

Kolorowiasty, nie znaczy w kolorze :)


Trudno się skupić, gdy ma się tzw. earworma w głowie. Mój "uszny robal" to kawałek Dj Webmastera "Mo bottles". Łydka sama się zaczyna kręcić - przynajmniej moja. 
Skoro było trochę o muzyce, teraz czas na fotografię. Byłam dzisiaj w mieście, by porobić trochę zdjęć. Temat Śródmieścia chyba na jakiś czas został przeze mnie wyczerpany i muszę poszukiwać nowych inspiracji. Może podczas wyjazdu uda mi się pyknąć coś fajnego, by potem się tym zająć. Jako że uwielbiam proces postprodukcji! Decydowanie, czy zdjęcie będzie monochromatyczne, a jeśli tak, to w jakim kolorze; czy zostawić kolorowe i bawić się kontrastem itd. Swoją drogą, jestem zakochana w monochromatyzmie - zdjęcia czarno-białe mają większą moc niż kolorowe. Opowiadają ciekawszą historię; dają pole do interpretacji i dopowiedzenia sobie kolorystycznego ciągu dalszego. Są też bardziej nacechowane artystycznie. To moja teoria fenomenu czerni i bieli. Jeśli ktoś kiedyś chciałby mi zrobić sesję zdjęciową, to poproszę o czarno-białość :)

 Jako przykład ja, dawno temu przyodziana w czerń i biel fotograficzną ;) / fot. Kasia Małecka



I jeszcze na deser kilka monochromatycznych zdjęć mojego autorstwa:









poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Syndrom selfie z aparatem



Proponuję wziąć dziś na warsztat dziwne zjawisko, które zaobserwowałam w odniesieniu do swojej osoby na przestrzeni ostatnich lat: SSzA, czyli Syndrom Selfie z Aparatem. Jest to przypadłość, która uaktywnia się zazwyczaj na imprezach rodzinnych, gdy chciałoby się porobić zdjęć, ale ileż można robić foty ludziom przy stole; lub też w sytuacjach codziennych,  snucia się po domu z ciśnieniem na robienie zdjęć, ale bez konkretnego pomysłu. W przeciwieństwie do AS (Average Selfie), czyli zwykłego selfie, nie chodzi tu o pochwalenie się tzw. dziubkiem w miejscach lub z ludźmi, z którymi chcielibyśmy, by widzieli nas inni. Jego cel wynika z nudy artystycznej i niepokoju twórczego.
Syndrom uzależniony jest od czynników zewnętrznych, albowiem koniecznością jest namierzenie w okolicy bytowania osobnika cierpiącego na ów, obiektu o sumbolu L - czyli lustra, bądź też czegoś, co swoją powierzchnią odbija otoczenie. 

Omówiliśmy kilka aspektów syndromu. Teraz czas na zilustrowanie teorii przykładami: 







Mam nadzieję, że nie tylko mnie dotyczy SSzA ;)

Życzę niesamowitej nocy :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

SESJA, czyli nauki ciąg dalszy



Dzisiaj w nieco nostalgicznym nastroju, z potrzebą napisania czegokolwiek. Chciałam zamieścić tu jakiś swój wiersz, ale jedyny, który przeszedł przez sito mojego samokrytycyzmu, jest zbyt osobisty, by się nim podzielić ze światem. Czuję się ciągle artystycznie niewyżyta. Nie wiem, czy kiedykolwiek zaznam spokoju. Fotografia, biżuteria, poezja, pirografia, malowanie na szkle, itd. A mimo to ciągły niepokój wewnętrzny. Może sesja, którą planuję na przyszłą sobotę, jakoś mnie wyciszy. Już
się nie mogę jej doczekać. A potem może jeszcze jedna :)

Dotychczasowe sesje, to przede wszystkim garść nowych doświadczeń. Każda sesja inna, każda kobieta inna. Ja też inna przy każdej kolejnej sesji - to ja się dopasowuję, nie modelka. Odkrywam siebie dzięki temu. Brzmi jak jakiś oklepany frazes, jednak inaczej chyba się tej niezaprzeczalnej prawdy ująć nie da. Dlatego tak bardzo cieszę się, gdy mogę zrobić komuś zdjęcia. W każde wkładam swój pomysł i zlepiam go z charyzmą modela. Zazwyczaj efekt zachwyca. Wciąż się uczymy, obie. Każdy, kto miał sesję, z jednej czy z drugiej strony obiektywu, wie, jakie to jest przeżycie. Pomysł, stylizacja, rekwizyty, stroje, makijaż, wybór miejsca... SESJA... i stopniowe otwieranie się przed fotografem i zanikający strach przed szkłem obiektywu... Potem oczekiwanie na gotowe zdjęcia...

Poniżej kilka zdjęć z ostatnich sesji.