Zgodnie z planem w weekend, skoro świt stawiłyśmy się dziarsko pod Sea Towers - Natalia i ja. Delikatnie opuchnięte oczy, 3 godziny snu w retrospektywie i burczenie w brzuchu domagającym się śniadania, nie zdołały nas odstraszyć od zrobienia długo oczekiwanej sesji fotograficznej. Pogoda była przepiękna, pomimo że pan Zubilewicz zapowiadał niemalże koniec świata nadciągający nad Polskę. Dzień wcześniej obmyśliłyśmy stylizacje i z naręczem sukienek pojechałyśmy do centrum miasta. W kolejności: biznesowo, zwiewnie i elegancko - taki był porządek sesji. Niestety nie wykorzystałyśmy wszystkich pomysłów, zostawiając je na następny raz :D Albowiem z przyczyn, nazwijmy to, obiektywnych, wróciłyśmy do domu posilić się specjalnością z Francji i PRL - czyli znanym wszystkim urodzonym w latach '80 i wcześniej, chlebkiem smażonym w jajeczku :D z dodatkiem syropu klonowego (w PRL tańsza wersja z cukrem).
Poranek i jego efekt uważam za bardzo udany i dziękuję mojej kochanej modelce za cierpliwość, pracę i wytrwałość na niskie temperatury ;) Efekt naszej misji dumnie przedstawiam poniżej, pozdrawiając serdecznie :)
Wybrane zdjęcia: