Dzisiaj w nieco nostalgicznym nastroju, z potrzebą napisania czegokolwiek. Chciałam zamieścić tu jakiś swój wiersz, ale jedyny, który przeszedł przez sito mojego samokrytycyzmu, jest zbyt osobisty, by się nim podzielić ze światem. Czuję się ciągle artystycznie niewyżyta. Nie wiem, czy kiedykolwiek zaznam spokoju. Fotografia, biżuteria, poezja, pirografia, malowanie na szkle, itd. A mimo to ciągły niepokój wewnętrzny. Może sesja, którą planuję na przyszłą sobotę, jakoś mnie wyciszy. Już
się nie mogę jej doczekać. A potem może jeszcze jedna :)
Dotychczasowe sesje, to przede wszystkim garść nowych doświadczeń. Każda sesja inna, każda kobieta inna. Ja też inna przy każdej kolejnej sesji - to ja się dopasowuję, nie modelka. Odkrywam siebie dzięki temu. Brzmi jak jakiś oklepany frazes, jednak inaczej chyba się tej niezaprzeczalnej prawdy ująć nie da. Dlatego tak bardzo cieszę się, gdy mogę zrobić komuś zdjęcia. W każde wkładam swój pomysł i zlepiam go z charyzmą modela. Zazwyczaj efekt zachwyca. Wciąż się uczymy, obie. Każdy, kto miał sesję, z jednej czy z drugiej strony obiektywu, wie, jakie to jest przeżycie. Pomysł, stylizacja, rekwizyty, stroje, makijaż, wybór miejsca... SESJA... i stopniowe otwieranie się przed fotografem i zanikający strach przed szkłem obiektywu... Potem oczekiwanie na gotowe zdjęcia...
Poniżej kilka zdjęć z ostatnich sesji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz